Zrzeszenie Młodych Pisarzy- Jakub Kajrys
„Pan Tomasz uśmiechnął się i jakby dla stwierdzenia ponurych domysłów famulusa wyrzucił Katarynce dziesiątkę. Następnie wziął kalendarz, wyszukał w nim listę lekarzy i zapisał na kartce adresy kilku okulistów. A że kataryniarz odwrócił się teraz do jego okna i za jego dziesiątkę począł przytupywać i wygwizdywać jeszcze głośniej, co już okrutnie drażniło mecenasa, więc zabrawszy kartkę z adresami doktorów, wyszedł, mrucząc:
– Biedne dziecko!… Powinienem był zająć się nim od dawna…”
Od czasu tego wydarzenia minęło kilka miesięcy. Codziennie na podwórku kamienicy pojawiał się kataryniarz (co denerwowało trochę lokaja), a dziewczynka jak zwykle, gdy słyszała katarynkę, tańczyła po pokoju. Pan Tomasz, mimo że bardzo nie lubił katarynek, znosił to, ponieważ wiedział, że dzięki temu dziewczynka jest szczęśliwa.
Pewnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi pana mecenasa.
– Proszę! – krzyknął.
Okazało się, że to był doktor. Miał dobre wieści:
– Pacjentka została umówiona na operację, odbędzie się za tydzień.
Pan mecenas ucieszył się, że prawdopodobnie dziewczynka odzyska wzrok po dwóch latach, ale to również oznaczało, że musi zdradzić dziewczynce i jej opiekunkom, że wkrótce całe ich życie może się zmienić. Tak więc, gdy doktor wyszedł, Pan Tomasz popędził do mieszkania dziewczynki. Gdy już dotarł, zadzwonił do drzwi.
– Proszę! – krzyknął kobiecy głos.
Mecenas otworzył drzwi i wszedł do środka. Zastał niewidomą dziewczynkę bawiącą się lalką.
– W czym mogę pomóc? – zapytał ktoś za plecami mecenasa, tak gwałtownie, że aż podskoczył na wysokość stopy.
– Przepraszam, że się wtrącam w wasze życie, ale… – zaczął pan mecenas.
– Ale? – spytała kobieta.
– …pani córka została umówiona przez mnie na operację oczu. Bardzo możliwe że odzyska wzrok. – dokończył Pan Tomasz.
Niewidoma to usłyszała. Zaczęła biegać po domu, krzycząc:
– HURRAAAAAAAAAAA!!
– Dziecko, uspokój się! Nie daj Boże na coś wpadniesz! – krzyknęła mama dziewczynki.
– A tak przy okazji, jak ma pani na imię? – spytał główny bohater tego opowiadania.
– Mam na imię Danuta. A pan?
– Jestem Tomasz. Miło mi panią poznać – następnie odwrócił się do niewidomej dziewczynki i spytał:
– A ty jak masz na imię, skarbie?
– Tereska – odpowiedziała dziewczynka.
– Teresko, nie możesz się doczekać, kiedy odzyskasz wzrok?
– Tak!
Następnie mecenas spojrzał na zegarek.
– Muszę już iść. Miło było państwo poznać. Do widzenia!
I wyszedł.
Nim się nasz mecenas obejrzał, minął tydzień, a doktor zabrał Tereskę do szpitala na operację. Wraz z doktorem poszła pani Danuta, żeby być przy swojej córce. Pan Tomasz nie szedł z nimi, tylko czekał. Po prostu siedział na fotelu i nic nie robił. Tylko czekał, czekał, czekał, czekał…
A czas płynął, płynął, płynął, płynął…
Nagle zobaczył kątem oka panią Danutę z Tereską, której łzy płynęły jak z wodospadu. Zauważył też, że dziewczynka nie ma szarych oczu, tylko… normalne! To oznaczało, że operacja się udała! Dziewczynka już nie była ślepa! Mecenas nie mógł się powstrzymać i wybiegł na podwórko kamienicy. Pan Tomasz biegł do Tereski, a Tereska biegła do Pana Tomasza. Gdy do siebie podbiegli, wyściskali się, płacząc ze szczęścia. Tylko pani Danuta miała kamienną twarz. Jako jedyna, ponieważ wszyscy mieszkańcy kamienicy otworzyli okna w mieszkaniach i zaczęli bić brawa. Mama Tereski ciągle jeszcze była bardzo zdenerwowana całą sytuacją.
– Dziękuję… – wyszeptała tylko.
A morał tej opowiastki jest taki, że warto pomagać.