TWÓRCZOŚĆ ZMP

Zrzeszenie Młodych Pisarzy- Roch Andrzejewski

Świąteczna przygoda

Pewnego popołudnia mama zabrała mnie na zakupy. Nuda jak zawsze… Pieczywo, owoce, coś na obiad – lista była długa, a ja tak nie lubię chodzić po sklepach. Chodziliśmy miedzy półkami w markecie, gdy nagle na podłodze zobaczyłem pluszową zabawkę- renifera Rudolfa. Zwierzak był nieduży, miał czerwony nos i chyba spadł z regału. Ubłagałem mamę, co wcale nie było łatwe, żeby mi go kupiła. Ona twierdziła, że jestem już za duży na pluszaki, ale ja się tak uparłem, że w końcu odpuściła. Do domu wróciliśmy z zakupami i super zabawką.

Bawiłem się Rudolfem przez kilka dni, a później jakoś tak wyszło, że odstawiłem go na szafkę i zupełnie o nim zapomniałem.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Mama poprosiła mnie, żebym napisał list do Świętego Mikołaja. Nie chciało mi się tego robić. Przestałem już wierzyć w Mikołaja i pisanie listu było bez sensu. Wieczorem położyłem się spać, ale długo nie mogłem zasnąć. Kręciłem się w łóżku, przekładałem z boku na bok i kiedy już prawie zasypiałem, usłyszałem w rogu pokoju jakiś szelest. Trochę się przestraszyłem i nakryłem kołdrą aż po czubek głowy,  ale jednocześnie byłem ciekawy co to za hałas. Nasłuchiwałem. Szelest się powtórzył. Powoli wstałem i podszedłem do szafki. Wszystko było w porządku, ale zdałem sobie sprawę, że nigdzie nie ma mojego Rudolfa. Rozejrzałem się i zdębiałem – za oknem, na podwórku, stał prawdziwy, najprawdziwszy renifer Świętego Mikołaja. Chwilę pomyślałem i najciszej jak umiałem ubrałem kurtkę, czapkę i ciepłe buty i wyszedłem do ogrodu. Zachowywałem się cicho, bo nie chciałem obudzić rodziców, ani wystraszyć zwierzaka.

Przyglądałem się reniferowi, ostrożnie obszedłem go dookoła. Musiałem przyznać, że to był niecodzienny widok – żywy, dziki zwierzak w naszym ogródku, w środku nocy.

– Cześć Roch – usłyszałem nagle głęboki bas.

– Kto to powiedział? Wyjdź i pokaż się! Wcale się Ciebie nie boje! – odpowiedziałem, choć byłem przerażony.

– To ja, Rudolf – odrzekł renifer.

– No nie żartuj! – krzyknąłem – zwierzęta nie mówią!

– Jak to nie mówią, skoro mnie słyszysz.

– Właściwie masz rację. Słyszę Cię i rozumiem. Czy możesz wytłumaczyć mi co tu robisz i dlaczego nie jesteś już pluszową zabawką, a żywym reniferem?

Rudolf zaczął swoją opowieść – okazało się, że był prawdziwym przewodnikiem stada zaprzęgu Świętego Mikołaja. To on ciągnął sanie i nadawał im odpowiedni kierunek. Kilka tygodni temu podstępny zły elf zakradł się na biegun, do mikołajowej stajni i zaczarował Rudolfa. Zły elf, który nazywał się Carl, nienawidził Bożego Narodzenia i postanowił je zniszczyć. Tak, aby już nigdy się nie odbyły, żeby Mikołaj 24 grudnia nie wyruszył w swoją coroczną podróż i żeby żadne dziecko nie dostało żadnego prezentu. Mimo że przestałem wierzyć w Mikołaja, to ta wizja mnie przeraziła. Jak to grudzień bez świąt? Niemożliwe! Zapytałem Rudolfa co było dalej.

– Dalej to już całe pasmo nieszczęść – kontynuował renifer. Zostałem zamieniony w pluszową zabawkę i porzucony w markecie w Gdańsku. Leżałem tam, samotny, przekładany z półki na półkę. Dopiero Ty mnie tam wypatrzyłeś i kupiłeś. Podczas zabawy wiele razy chciałem Ci powiedzieć prawdę o mnie, ale czar działał i nie mogłem.

– A dlaczego dzisiaj możesz mówić, no i dlaczego znów stałeś się „żywy”? – zapytałem zdziwiony.

– Bo dzisiaj jest 23 grudnia i ostatnia szansa, żeby uratować to i przyszłe Boże Narodzenia.

                Kolejne wydarzenia potoczyły się tak szybko i były tak niesamowite, że trudno w nie uwierzyć. Rudolf poprosił mnie o pomoc, a ja oczywiście się zgodziłem. Wgramoliłem się na jego grzbiet i wystartowaliśmy. To był mega lot. Lecieliśmy nad oświetlonymi miastami, ośnieżonymi lasami, po niebie pełnym gwiazd. Raz nawet ledwo minęliśmy się z ogromnym samolotem. Trochę się bałem, ale renifer był świetnym pilotem.

Kiedy dotarliśmy na biegun, do siedziby Mikołaja panował tam chaos. Elfy biegały po całej fabryce, zabawki walały się po podłodze, prezenty nie były spakowane, renifery siedziały przestraszone w stajni i bały się nawet wystawić nosy, Mikołaj chodził wściekły i nic nie zapowiadało nadchodzących świąt. Istna katastrofa.

Rudolf popatrzył na ten bałagan, gwizdnął głośno i przywołał pozostałych kolegów z zaprzęgu. Każdy z reniferów zajął się pilnowaniem innego odcinka pracy fabryki – jeden pilnował produkcji zabawek, drugi pakowania prezentów, kolejny uspokajał Mikołaja, itd. Po mniej więcej godzinie wszystko działało jak w zegarku i było na swoim miejscu. Święta były uratowane.

                Nie mam pojęcia jak wróciłem do domu, jak znalazłem się we własnym łóżku. Wiem tylko, że obudziłem się 24 grudnia. W domu pachniało choinką i piernikami. Wszyscy byli uśmiechnięci i szczęśliwi. A ja zrozumiałem, że magia świąt to rodzina, współpraca i razem spędzony czas.