Świat elfów
Pewnego słonecznego dnia bawiłam się w ogrodzie. Po jakimś czasie postanowiłam wdrapać się
na drzewo. Próbowałam wiele razy i w końcu dostałam się na najniższą z grubych gałęzi.
Chciałam oprzeć się o konar, ale nie czułam go. Pochylałam się bardziej i bardziej, aż nagle
zrobiłam fikołka do tyłu i nie wiem co się dalej działo, bo zemdlałam. Ocknęłam się, gdy słońce stało
na niebie. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem w lesie. Moje zdziwienie nie miało granic.
Wstałam i otrzepałam się z ziemi. Po długiej chwili namysłu przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Uzbierałam sporo kamieni i kilka z nich ułożyłam przy drzewie, następnie poszłam w stronę z skąd
dobiegało najwięcej światła i kładłam za sobą kamienie oznaczając drogę. Szłam tak długo, aż
spostrzegłam grupę istot, uzbrojonych w łuki ze strzałami, włócznie i sztylety. Wszyscy mieli na sobie
płaszcze. Nagle ktoś mnie zauważył i od razu cała gromada mnie otoczyła, a ja stałam w jej środku
bezbronna. Przez chwilę była cisza. Nie trwała ona długo, ale dla mnie to była wieczność. Nie
wiedziałam co ze mną zrobią, kim są i ciągle dręczyło mnie pytanie: „gdzie jestem”. W końcu
zdobyłam się na odwagę:
-Przepraszam, ale mam pytanie. Gdzie ja jestem? – Powiedziałam z drżącym głosem.
Znowu nastała cisza i po pewnym czasie z tłumu wyszedł elf wyglądający dokładnie jak elfi książę z
filmu „Władcy Pierścieni”. Wtedy pomyślałam sobie, że może znajduję się na planie jakiegoś filmu,
ale przecież aktor nie mógł być identyczny jeżeli tamten film był nagrywany 17 lat temu.
-Myślałem, że można się domyślić, że jesteśmy w leśnym królestwie,-odpowiedziała postać pewnym
głosem.-Teraz odpowiedź mi na moje pytanie. Kim jesteś elfem, wyrośniętym krasnoludem czy
orkiem?
-Jestem oczywiście człowiekiem.-Odpowiedziałam tym razem pewniejszym głosem.
-Kłamiesz, przecież ród ludzki już dawno wyginą.-Odpowiedział ktoś z tłumu.
-Najlepiej zabierzmy ją do mojego ojca.- Oświadczył „książę”.
Wtedy powlekli mnie ze sobą i po pewnym czasie ujrzałam piękny, wysoki zamek. Poprowadzili mnie
po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Na ich szczycie była komnata, w której stał tron, na
którym siedział władca. Do złudzenia przypominał on Thranduila. Król rozkazał, żeby służba odeszła.
Przywołał do siebie jedynie swojego syna. Był to właśnie ten elf, którego nazywałam księciem. Jakby
tego było mało to ta postać nazywała się Legolas, a jego ojciec nazywał się Thranduil dokładnie jak w
powieści J.R.R Tolkiena. Wtedy zrozumiałam, że znajduje się w trochę zmodyfikowanym świecie tego
autora. Służba odchodziła, a ja stałam przed obliczem króla i księcia. Najpierw syn opowiedział ojcu
jak mnie znaleźli, a potem władca zadawał mi pytania, a ja próbowałam udzielić na nie odpowiedzi.
Moją opowieść o przedostaniu się do magicznego świata, władca skomentował śmiechem i
oczywiście nie wierzył temu co opowiedziałam. Wtedy właśnie Legolas zauważył, że na ręce mam
odmierzacz czasu, rzecz normalną dla mnie, ale nie dla elfów. Następca tronu zapytał co to jest, a ja
powiedziałam, że zegarek. Zdjęłam go z ręki, pokazałam i wytłumaczyłam jego funkcje, a królewska
rodzina słuchała ze zdziwieniem. Po tym król przychylnie się do mnie nastawił i ugościł mnie na
swoim dworze. Następnego dnia o świcie do zamku przyjechał potężny Gandalf Biały, jak się okazało
został on wezwany przez króla, żeby określić jakim rodzajem magii jest elektronika. Czarodziej oglądał
czasomierz jakby z przestraszeniem, a później zapytał się mnie skąd go mam. Ja odpowiedziałam, że
dostałam go od rodziców na święta. Na tą odpowiedź mag bardzo się zdziwił i powiedział, że to jest
magia nowoczesności i że kiedyś prawie wszyscy będą coś takiego mieli, ale do tego czasu musi minąć
jeszcze jakieś 500 lat (dla nieśmiertelnych elfów to mało). Wszyscy bardzo się zdziwili, a zarazem
ucieszyli, że kiedyś będą dysponować magią, która teraz jest jeszcze praktycznie nieznana. Byłam
prawie pewna, że w ich głowach jest jeszcze jedna myśl, dlaczego ta dziewczyna już dysponuje mocą
nowoczesności. […]Takie właśnie przygody przeżyłam w elifim świecie, gdzieś daleko od naszego domu. Nigdy tego
nie zapomnę i na zawsze pozostanie to w mojej pamięci. Wręcz nie mogę uwierzyć, że wszystko
zaczęło się od drzewa, które rośnie za moim oknem.